No więc.
Dzisiaj w pracy pogadałem z koleżanką i uświadomiłem sobie w jakim ja jestem artystycznym zadupiu. W sensie, jak sam się wpędziłem w czarną dupę.
I smuci mnie to, zarówno, że mało robię (nie chodzi o kupę, a o prace), jak i, jesli już, to że robięto słabo (konstrukcja tego zdania jest śliczna [łącznie z nawiasami w nawiasach]).
Jestem zagubiony (znowu) i trudno, widocznie tak musi być.
Śmieszna rzecz, inna znajoma z pracy stwierdziła, że jestem fajny i kontaktowy.
Pewnie dlatego po pracy, wracam do domu, gram w LOL'a i zasadniczo, nie robię nic. Pewnei przez pracę, i to też prawda, ale jednak na gitarze jakoś gram.
No cóż, jutro ciężki dzień, jak co dzień, ale wolę tak i przynajmniej wieczorem czuć jak mocno żyję.
Co dziwne, zapaliłbym sobie. Autentycznie, jak nigdy nie chciałem, tak teraz, bym sobie zakurzył.
Może powinienem kupić jakiś tani aparat? -lubiłem robić zdjęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz